zapytał(a) o 21:29 Kim dla dziadka jest żona wnuczka? jj Odpowiedzi Aubrey odpowiedział(a) o 21:32 blocked odpowiedział(a) o 21:39 Nikim , prostu jakaś tam nie wiem , zawsze gubiłam się w tych relacjach rodzinnych...A Ty jeszcze takie trudne pytania zadajesz Gleek ♥ :o google czy sam/a wiedziałeś/łaś?! Kurde , język polski jest dla mnie coraz bardziej obcym...Co to w ogóle za słowo 'prasnecha'. siberek odpowiedział(a) o 23:45 Prasnecha albo poprostu wnuczkowa. BatCat odpowiedział(a) o 11:13 To też wnuczka lub prasneha Uważasz, że ktoś się myli? lub
Niekoniecznie ze względu na własną córkę czy syna, ale dlatego, że kochają swojego wnuka i chcą dla niego jak najlepiej. Dziecko przecież siedzi, patrzy i rozumie dużo więcej niż nam dorosłym się wydaje. Nie trzeba być bowiem psychologiem, by wiedzieć, że dziecko potrzebuje granic, nienaruszanych norm. Powinno wychowywać się KB To trzeba wiedzieć Bowiem innej możliwości w polskim prawie nie ma. Dziedziczenie testamentowe zawsze ma pierwszeństwo przed ustawowym. Dziedziczenie ustawowe następuje wtedy, gdy spadkodawca nie zostawił ważnego testamentu albo gdy wskazana przez niego osoba nie chce lub nie może być spadkobiercą. Wówczas po zmarłym dziedziczą jego bliscy. Kto może dziedziczyć z ustawyDo grona tych osób należą: małżonek zmarłego,jego zstępni - czyli potomkowie. Przede wszystkim dzieci, ale też wnuki, prawnuki, itd.,rodzice zmarłego,jego rodzeństwo oraz ich zstępni (czyli na przykład dzieci rodzeństwa),dziadkowie zmarłego,jego pasierbowie. Ale to nie oznacza, że każdy dziedziczy To nie jest tak, że każda z tych wymienionych osób coś dostanie w spadku (czasami majątek, czasami długi). To tak nie działa. Znaczenie ma stopień pokrewieństwa ze zmarłym oraz to, do jakiej grupy (kręgu) dziedziczenia należymy. Zapamiętaj! To właśnie przynależność do grupy dziedziczenia określa miejsce w kolejce do otrzymania spadku. W pierwszej kolejności dziedziczą dzieci zmarłego i jego małżonek. Spadkobiercy, którzy należą do grupy dalszej, dochodzą do dziedziczenia dopiero wówczas, gdy nie ma spadkobierców należących do grupy bliższej. Najprościej tłumacząc: przed nimi w kolejce do spadku nie może być nikogo innego, kto ma lub miał do niego ustawowe prawo. A że spadek to nie tylko aktywa (na przykład mieszkanie), ale również pasywa (czyli długi, jak na przykład konieczność zwrotu kredytu, pożyczki, itd.),. spadkobiercy mogą nie chcieć go przyjąć. I wtedy długi mogą przejść na wnuka A dzieje się tak dlatego, że gdy ktoś odrzuci spadek, jego miejsce w kolejce do dziedziczenia zajmują kolejni spadkobiercy. Czyli gdy przykład córka odrzuciła spadek po matce, to spadkobiercami stają się wnuki - czyli dzieci córki! I tym sposobem nawet maluchy mogą odziedziczyć olbrzymie długi. Mało tego, jeśli i wnuki odrzucą spadek, to wtedy przejdzie na prawnuki, itd. Jeśli ich nie będzie, dziedziczyć będą kolejni krewni... Pamiętajmy o tym, by nie skończyło się tak, że taki wędrujący dług w końcu dopadnie jakiegoś członka rodziny. Zwróćmy też uwagę, że przy dziedziczeniu z ustawy nie ma znaczenia, czy dziecko spadkodawcy było z formalnego związku, czy nie. Wystarczy, że je uznał lub jego rodzicielstwo zostało poświadczone sądownie. Uwaga! Jeśli spadkodawca zostawił po sobie same długi, możemy odrzucić spadek. Aby to zrobić, trzeba złożyć stosowne oświadczenie - w sądzie lub u notariusza. Mamy na to pół roku. Co wchodzi w skład niechcianego spadkuSą to nie tylko długi powstałe przed dniem otwarcia spadku (śmierci spadkodawcy)! Są to także długi powstałe w dniu lub nawet po dniu jego śmierci - takie jak koszty pogrzebu spadkodawcy już poniesione, koszty postępowania spadkowego, obowiązek zaspokojenia roszczeń o zachowek. Są dwie drogi dziedziczenia. Pierwsza - testamentowa, czyli na podstawie testamentu. Druga droga- ustawowa, na podstawie kodeksu cywilnego. Pierwszeństwo - dzieci i małżonek W pierwszej kolejności do dziedziczenia powołani są właśnie dzieci zmarłego i jego małżonek. Co do zasady, majątek dziedziczą w częściach równych - ale część przypadająca małżonkowi nie może być mniejsza niż 1/4 całości spadku. Oznacza to że jeśli do dziedziczenia powołane jest więcej niż troje dzieci, to mąż czy żona spadkodawcy otrzymuje 1/4, a pozostała część jest dzielona równo pomiędzy dzieci. Gdy małżonek spadkodawcy nie żyje, cały majątek przechodzi na dzieci - w równych częściach. Jeśli dziecko nie żyje, udział spadkowy przechodzi na jego dzieci (lub - kolejno - na jego dalszych zstępnych, czyli wnuki, prawnuki, itd.). Uwaga! Małżonek dziecka spadkodawcy nie dziedziczy z mocy ustawy! Jeśli zmarły nie miał dzieci, spadek po nim dziedziczą jego małżonek i rodzice. Zasada jest taka, że małżonkowi przypada zawsze 1/2 spadku, a każdemu z rodziców - 1/4. Jeżeli jedno z rodziców nie żyje, jego udział dziedziczy rodzeństwo spadkodawcy - w częściach równych. Jeśli i rodzeństwo nie żyje, przypadający im udział przechodzi na ich dzieci, wnuki, itd. (zstępnych). Małżonek zawsze ma zapewniona połowę spadku. Nie ma znaczenia, czy dziedziczy z rodzicami, z rodzeństwem, czy z dziećmi rodzeństwa zmarłego. Kiedy dziedziczenie ustawowe mimo istnienia testamentu zasady dziedziczenia ustawowego obowiązują też w sytuacji, gdy jest testament, ale wskazany spadkobierca: zmarł przed spadkodawcą (tak zwany testator przeżył swego spadkobiercę) albo mógł być spadkobiercą, ale nie chciał (czyli odrzucił spadek) - a w żadnym z tych przypadków testament nie zawierał rozrządzenia na wypadek takich sytuacji, uznany został przez sąd za niegodnego dziedziczenia, ponieważ dopuścił się umyślnie ciężkiego przestępstwa przeciwko spadkodawcy albo podstępem lub groźbą wpłynął na spadkodawcę w sprawie sporządzenia testamentu, albo umyślnie ukrył, zniszczył, podrobił lub skorzystał z podrobionego testamentu. Zrzeczenie się dziedziczenia to nie jest to samo co odrzucenia spadku! Różnica jest taka, że odrzucenie to czynność prawna jednostronna - bo dokonywana tylko po śmierci spadkodawcy. Zrzeczenie się dziedziczenia jest umową - zawiera ją przyszły spadkodawca z przyszłym spadkobiercą. Umowę tę można zawrzeć jedynie za życia przyszłego spadkodawcy i jedynie w formie aktu notarialnego. Skutkiem zrzeczenia się dziedziczenia jest wyłączenie zrzekającego się oraz jego potomków (o ile nic innego nie postanowiono w umowie) od dziedziczenia. Dzieje się tak jakby nie dożył otwarcia spadku.Dla wnuków Dziadkowie są często wzorem do naśladowania. Wasze życie oraz relacje, jakie budujecie, mogą stać się dla innych modelem, na którym zechcą oprzeć własne życie. To właśnie Twoje zachowanie, które jest stale przez dzieci obserwowane, nauczy je: co jest dobre, a co złe.
Autor: Serwis DzidziusiowoPolskie sądy ustalają prawo do kontaktu z wnukami tylko na wniosek dziadków. Nie ma żadnych przepisów, które by bezpośrednio regulowały tę kwestię. Babcia czy dziadek, jeśli mają po rozwodzie rodziców utrudniony kontakt z dzieckiem, muszą sami wyjść z taką inicjatywą. Ale robią to bardzo rzadko, bo zazwyczaj nie wiedzą, że mają do tego prawo. Przyznanie prawa do kontaktu z dzieckiemSąd Najwyższy w uchwale z 23 lipca 2008 r. stwierdził, że taką decyzję podejmuje w I instancji sąd w składzie jednoosobowym (SN sygn. III CZP 74/08). Uchwała jest odpowiedzią na pytanie prawne jednego z sądów okręgowych, do którego wpłynęła apelacja matki dwójki małoletnich dzieci. Kwestionowała ona orzeczenie sądu określające częstotliwość i sposób kontraktowania się z nimi dziadków – rodziców jej byłego męża. Po rozwodzie rodziców dziadkowie domagali się przyznania im prawa do zabierania dzieci do siebie co drugi tydzień od godziny 15 w piątek do 19 w niedzielę oraz na dwa tygodnie wakacji letnich i pierwszy tydzień ferii zimowych. Dziadkowie chcą widywać wnukiSąd I Instancji przyznał im prawo do przebywania z wnukami w każdy drugi weekend czerwca od 18 w piątek do 18 w niedzielę z noclegiem u dziadków oraz w każdy nieparzysty piątek miesiąca od godziny 16 do z wyjątkiem piątków przypadających w wakacje letnie i zimowe oraz w święta Bożego Narodzenia. Uznał, że za takim rozwiązaniem przemawia dobro dzieci, które są emocjonalnie związane z dziadkami. Uwzględnił to, że w wyroku rozwodowym ich ojcu przyznane zostało prawo do częstych kontaktów z dziećmi. Ten zaś mieszka wspólnie ze swymi rodzicami. Argumentował ponadto, że dzieci muszą mieć możliwość spędzania czasu z matką, a także jej rodzicami. Istotny skład sąduSąd II Instancji uznał, że występuje tu zagadnienie prawne, które powinien rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. Chodziło o wyjaśnienie charakteru prawnego sprawy o uregulowanie kontaktów dziadków z wnukami – czy jest to sprawa o ograniczenie władzy rodzicielskiej w rozumieniu art. 509 kodeksu postępowania cywilnego. Od tego bowiem zależało, jaki skład sądu powinien ją rozpatrywać. Zasada z art. 47 jest taka, że sprawy cywilne, a do nich należą rodzinne i opiekuńcze, rozpoznaje w I instancji sąd w składzie jednego sędziego, chyba że przepis szczególny stanowi inaczej. Takim szczególnym przepisem jest art. 509 który stanowi, że sprawy o przysposobienie, pozbawienie lub ograniczenie władzy rodzicielskiej sąd rozpoznaje w składzie jednego sędziego i dwóch sądu to kwestia bardzo istotna. Konsekwencją rozpoznania sprawy w składzie sprzecznym z przepisami jest – w myśl art. 379 – nieważność postępowania. W kwestii charakteru prawnego spraw o uregulowanie kontaktów dziadków z wnukami nie było zgody także w Sądzie Najwyższym. Sąd Najwyższy nie odpowiedział wprost na zadane mu pytanie. Uznał, że wystarczające do rozstrzygnięcia zgłoszonej wątpliwości prawnej będzie stwierdzenie, iż sprawę o uregulowanie kontaktów dziadków z wnukami rozpoznaje w I instancji sąd w składzie jednego sędziego. Zdjęcie: Fotolia by © Maya Kruchancova
Z dyskusji na www.forum.gofin.pl - Zgłoszenie wnuka do ubezpieczenia zdrowotnego przez pracującego dziadka - Pracownik (emeryt) złożył wniosek o zgłoszenie 10-letniego uczącego się wnuka do ubezpieczenia
Wnukowie do niedawna nie znali swoich dziadków, bo ci umierali, zanim potomkowie zaczęli coś rozumieć ze świata. Teraz, gdy życie ludzkie tak bardzo się wydłużyło, spotykają się w jednym czasie. Wnukowie mają cenną szansę: odnaleźć rodzinne korzenie. Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w styczniu 2004 r. Czy Kamil, uczeń gimnazjum pijarów w Krakowie, mieszkaniec Nowej Huty, wie, co to jest lampka karbidowa? Jak się nosiło 100 wiader na sobotnią kąpiel rodziny w cynowej wannie? Jak się chodziło do wygódki za domem, w której suka Mirka o mało nie odgryzła jaj, za przeproszeniem, znajomemu, który poszedł za potrzebą? Jak to było? I kim oni byli: prapradziadkowie, stryjowie, stryjenki, kuzyni? Więc dziadek Stanisław Stanuch pisze dla Kamila dzieje rodziny. Choć od 50 lat mieszka w Nowej Hucie, to pisze na razie głównie o Nowym Sączu, skąd pochodzi i gdzie ma swoje duchowe terytorium, na które pragnie zaprosić teraz swego wnuka. Najstarszym z protoplastów, o którym dziadek Stanisław ma informację, jest Jakub, który miał piętnaścioro dzieci i mieszkał pewnie od wielu pokoleń we wsi Kąśna Dolna w rejonie Tarnowa. Od jednego z jego synów – Piotra – wzięła początek rodzinna linia z dziadkiem Stanisławem i Kamilem. Jak prapradziadek Piotr był kolejarzem Piotr był dla Stanisława tym, kim Stanisław jest teraz dla Kamila: dziadkiem. Jako kolejarz przeniósł się z Kąśnej do Nowego Sącza. Pociągi jeździły wtedy z szybkością 45 km na godz., a towarowe 25. Portier uderzał w dzwon raz, drugi i trzeci. Wyjeżdżający dopijali herbatę, a dyżurny podchodził do pociągu i dawał znać starszemu konduktorowi. Maszynista świstał świstawką. Piotr, który pracował przy tym wszystkim, był mężczyzną silnym i groźnym. Dzieci bały się go jak ognia, bo rozgniewany tłukł czym popadło, nawet pogrzebaczem. Ale serce miał anielskie. Wiedział, gdzie jakie rosną krzewy i drzewa, jak pić sok brzozowy, jak krzyczą ptaki i zwierzęta. Miał sztuczne oko wprawione w klinice w Wiedniu, przez co był jeszcze bardziej interesujący dla wnuków. Z żoną Petronelą mieli sześciu synów i wiele córek, które poumierały w dzieciństwie. Imieniny Piotra i Petroneli to był cały ceremoniał. Synowie z rodzinami zbierali się w jednym pokoju, a po posiłku grali w karty. Piotr nie mógł przegrać, jeśliby się na to tylko zanosiło, wpadłby w straszny gniew. Kiedy Petronela prosiła, żeby nie mówił pieprznych dowcipów przy kartach, buczał: milcz babo. Jak pradziadka Mieczysława zagarniały wojny Jeden z synów Piotra, Mieczysław (ten, który miał zostać ojcem Stanisława), poszedł na randkę z dziewczyną. Żeby dodać sobie powagi, pożyczył od ojca parasol. I go zgubił. Nie mógł wrócić do domu nie narażając się na straszne lanie. Zaciągnął się więc jako ochotnik na front włosko-austriacki, ale chęć do wojaczki szybko mu przeszła, zdezerterował i po przebłaganiu ojca wrócił do domu. Wojna znów go zagarnęła i 8 maja 1920 r. brał udział w zajęciu Kijowa przez Rydza-Śmigłego. Już jako oficer rezerwy ożenił się 11 listopada 1921 r. z Marią, z domu Michniak. Maria była po słowie z przystojnym Austriakiem, oficerem wywiadu, który nagle znikł z Sącza. Zbliżała się do wieku, który mógł grozić staropanieństwem, więc zgodziła się wyjść za Mieczysława. Austriacki oficer zjawił się w Sączu po jakimś czasie i rozpaczał, lecz było za późno. Żeby zabrać młodą żonę z miasta pierwszej miłości, Mieczysław postanowił wyjechać do Piekar Śląskich, gdzie pracował jako nauczyciel. Tam właśnie w 1931 r. przyszedł na świat dziadek Kamila Stanisław Stanuch, mając już na świecie siostrę Celinę i brata Andrzeja. Jak pachniał dom prapradziadka Józefa W piątym roku życia Stanisław przeniósł się z rodzicami i rodzeństwem do Nowego Sącza, do domu, który zbudował Józef, ojciec Marii. Na górze był wielki, mroczny strych, na którym domownicy spali, gdy przyjeżdżali kuzyni w odwiedziny. Wodę krystalicznej czystości trzeba było nosić ze studni i żadnej elektryczności, oczywiście, nie było. Był to dom niezapomniany, pełen zapachów, kolorów, smaków i spraw, które żadną miarą nie mogą zdarzyć się w najwspanialszym nawet bloku. Dom stał przy ulicy Szczepanowskiego, w sąsiedztwie trzech innych. W pierwszym był sklep spożywczy, potem chałupa starego małżeństwa. I młodego, które miało rój dzieci. Kobieta wynajmowała się do prania bielizny, on był zawsze bezrobotny. Pewnego dnia utonął. Z czego oni będą żyć – martwiła się Maria. Dalej stał dom Wójcików. Mieli oni ładną córkę, o której mówiło się „krakowianka”, co znaczyło, że jest lepsza od innych dziewcząt, wyjdzie dobrze za mąż i będzie mieszkała w mieście. Po pobliskiej ulicy Nawojowskiej dwa razy w tygodniu ciągnęły na jarmark wozy zaprzężone w woły. A raz dziennie jechał autobus pana Boligłowy, wiozący Żydów. Boligłowa jedzie – krzyczały dzieci i biegły zobaczyć niezwykły pojazd, za którym ciągnęła się biała chmura pyłu. Po tej drodze w sierpniu 1939 r. maszerował I Pułk Strzelców Podhalańskich na krwawą bitwę pod Birczą i Brzucholicami. I tędy w czasie okupacji szła dywizja SS z Afryki z wielbłądami i kapelą. Dzieciństwo Stanisława miało swoje zapachy – matki, płotu z desek malowanych czarnym terem, żeby nie zgniły, rozkopanej ziemi, smarów parowozowych, wody ze studni, ogrodu kwiatowego i ciasta w dzieży. Jak dziadek Stanisław czyścił lampę I jeszcze zapach nafty, który unosił się nad całym dzieciństwem dziadka. Lampa wymagała starań. Najpierw trzeba było nalać nafty do zbiornika i wyczyścić szkło, potem przyciąć równo knot, bo inaczej lampa kopciła, zaczerniając szkło. Knot można było wsuwać i wysuwać, podkręcając go za pomocą śruby. Palnik miał otwory, aby wchodziło tam powietrze. Przygotowanie lampy do użycia było obowiązkiem Stanisława, jego siostry Celiny i brata Andrzeja. Lampa świeciła, pachniała i ciepło było siedzieć w jej świetle. Maria często śpiewała. Staś budził się i słysząc jej głos czuł się bezpieczny. Znała setki pieśni. Mieczysław grał na skrzypcach. W Boże Narodzenie, kiedy ustawiano dużą choinkę, zapalano świeczki, a dzieci wybierały prezenty położone przez aniołka, ojciec wyciągał z futerału skrzypce i zaczynali z matką śpiewać kolędy, a Stanisław z rodzeństwem przyłączali się do śpiewu. Jak prababcia Maria piekła chleb Maria najpierw długo przesiewała mąkę przez sito. Do fermentacji używała drożdży. W przededniu pieczenia robiła rozczyn: małą ilość ciasta przykrywała czystą ściereczką, a na ściereczkę szedł kocyk. W sobotę rano wyrabiała ciasto w drewnianej dzieży. Musiała być obwiązana fartuchem, żeby chleb nie pękał i sypała do ciasta sól, kreśląc krzyż. Dzieży nie wolno było przechowywać byle gdzie, nie wolno jej było nikomu pożyczać. Nie wymywało jej się wodą. Maria bardzo uważała, żeby dzieża nie spleśniała. Gdy ciasto było wyrobione, musiało wyrosnąć. Maria robiła bochenki i kładła na liściu kapusty lub chrzanu. Z resztek ciasta piekła podpłomyki i to był dla dzieci luksus nad luksusy. Kiedy się wsadzało chleb do pieca, drzwi musiały być zamknięte, żeby nie było zakalca. I nie mógł wejść obcy, boby chleb zauroczył. Mama dziadka poznawała, czy chleb jest dobrze upieczony, pukając palcem w skórkę. Kiedy kawałek chleba upadł na podłogę, należało go natychmiast podnieść i z uszanowaniem pocałować. Jak straszne były duchy Stanisław, jego brat Andrzej i siostra Celina bali się zjaw, czarownic, widm, upiorów, strzyg i innych strachów, które na nich czyhały. I diabła. Żeby pokazać, że się nie boisz, trzeba było wejść do ciemnej piwnicy, stać i nie krzyczeć ze strachu. Wtedy jednak inne dzieci zarzucały biedakowi na głowę mokrą szmatę. Tego nie wytrzymywał nikt. Jak pito piwo ciemne, słodowe Spacer niedzielny był obowiązkowy. Jadło się wówczas kremówki i piło wodę sodową, słuchało koncertu I Pułku Strzelców Podhalańskich. Albo w barze Żyda Majera ojciec dziadka wypijał piwo, a mama z dziećmi – ciemne, słodowe, bez alkoholu. Ojcowie rodzin o innej porze umawiali się z odpowiednimi paniami na spotkania, o czym szeptała starsza siostra Celina z koleżankami, sądząc, że Staś nic z tego nie rozumie. Jak pachniało karbidówką Zaczęła się okupacja. Krajobrazy dzieciństwa Stanisława zmieniły się, ale nie były czarne. Ojciec Mieczysław wrócił z kampanii wrześniowej i znów byli razem. Podczas godziny policyjnej głośno czytano książki. A Maria cerowała skarpety i bieliznę. Potem się szło spać w zimnym pokoju, co nie miało znaczenia, bo puchowe pierzyny były gorące jak piec. Ponieważ nafta była droga, zaczęło się oświetlanie karbidówką. Woda sącząca się na karbid wytwarzała gaz. Karbid śmierdział i był niebezpieczny, ale dawał jasne światło. Jak śmierć zobojętniała Stanisław zaprzyjaźnił się z kolegą Romkiem. Razem paśli kozę Romka. Raz Romek zaprowadził Stasia do domu, w którym leżał chłopiec w ich wieku, w otwartej trumnie. Obok paliły się żałobne świece. Patrz – powiedział Romek – on ma przymrużone prawe oko. Umówiliśmy się z nim, że kto szybciej umrze, mrugnie prawym okiem do tego, który jeszcze żyje. Epidemia tyfusu w Nowym Sączu nie ustawała, więc dwaj chłopcy chodzili na pogrzeby prawie wszystkich, którzy zmarli. Na cmentarzu panował miły chłód. Staś nauczył się przybierać smutny wyraz twarzy, a nawet w razie potrzeby płakać. Aż przestały go i Romka interesować pogrzeby i śmierć, i znów zaczęli paść kozę w sądeckich krzakach i trawach. Niemcy kazali rozebrać dom zbudowany przez Józefa. Ścięto jawory w ogrodzie. Zerwano dachówkę i mrok na strychu rozproszyły promienie słońca. Betonowa pokrywa na piwnicy została zdjęta i wyleciały stamtąd wszystkie duchy, mary i wspomnienie mokrych płacht, od których się krzyczało. Dom umarł i od tego czasu skończyło się dzieciństwo Stanisława. Z 36 tys. mieszkańców po okupacji zostało 21 tys. Wymordowano Żydów. Stanisław, ukryty w krzakach z Romkiem, widział, jak ich prowadzono na śmierć, i tego widoku nigdy nie zapomni. Zniszczona została część śródmieścia, mosty na Dunajcu, nie było wody i światła, ale radość z pokonania Niemców była ogromna. Jak odchodzili i zjawiali się bliscy 30 października 1945 r. milicjant zapukał do drzwi wynajętego przez rodzinę Stanuchów domu. Znaleziono brata Stanisława, Andrzeja, przy torach z odciętą głową. Mówiono, że to było samobójstwo z miłości, a może ktoś go zabił i rzucił pod pociąg? Miał zdawać maturę. Był niesamowicie zdolny i pracowity. Maria zemdlała. Kiedy chodzili na grób, Stanisław miał wrażenie, że ciągnie on matkę do siebie. I tak było naprawdę. Musiała przejść operację. Była coraz słabsza, kiedy przywieziono ją ze szpitala, w pewnej chwili otworzyła oczy, uśmiechnęła się i nagle przestała oddychać. Było to jedno z najstraszniejszych zdarzeń w życiu Stanisława. A potem UB nakazało Mieczysławowi, ojcu Stanisława, wyjechać natychmiast do Gdańska bez prawa wjazdu do Nowego Sącza, ponieważ w czasie demonstracji majowej na rynku zachował się nie tak, jak UB tego oczekiwało. Stanisław został w mieście sam. Chodził już do liceum, gdzie odnowił znajomość z Romkiem od pasania kozy. Rozśmieszali klasę tak, że nauczyciele nie mogli prowadzić lekcji. W końcu powiedzieli, że musi sobie poszukać innej szkoły do zdawania matury. Tymczasem w Piekarach zamieszkał już stryj, który wrócił z Oświęcimia. Przeszedł tortury i miał pomiażdżone palce u rąk, ale znajomy ze Śląska zabrał go do orkiestry obozowej, bo stryj pięknie grał na wiolonczeli. Ponieważ stryj po wyzwoleniu był dyrektorem szkoły, postanowił Stanisława zabrać do siebie, żeby go wyprostować. Jak urodził się Kamil Stanisław Stanuch po maturze przyjechał do Krakowa i choć ojciec radził mu studiowanie prawa, zdał na dziennikarstwo. Pracował w prasie i radiu. Wydał kilka książek. Pierwsza żona wyjechała do Francji z młodszym synem. Starszy syn mieszka w Nowej Hucie. Skończył religioznawstwo, ale zajmuje się komputerami. To tata Kamila. Druga żona dziadka Janina jest jego szczęściem w niemłodym już wieku. Dziadek żył sam po odjeździe pierwszej żony przez siedem lat. Spotkał drugą żonę na jakiejś konferencji, zaczęli rozmawiać, już się nie rozstali i żyją ze sobą ponad 20 lat, dopasowani jak ucho do dzbana. Dziadek mówi, że gdyby się nie poznali, oboje pewnie by już nie żyli. Wychowują wnuczkę Janiny z pierwszego małżeństwa Kasię, uczennicę liceum plastycznego w Krakowie. Dziadek Kamila będzie dalej pisał swą opowieść dla wnuka, aż doprowadzi ją do tego szczęśliwego dnia, w którym Kamil, praprapraprawnuk Jakuba Stanucha, ojca piętnaściorga dzieci z Kąśnej, przyszedł na świat. Barbara Pietkiewicz Gry i zabawy Z badań przeprowadzonych przez prof. Marię Tyszkową wynika, że wśród młodzieży wraz z wiekiem wzrasta potrzeba kontaktów z dziadkami zarówno ze strony matki jak ojca. Prawie 80 proc. wnuków w wieku 12–15 lat i 70 proc. w wieku 16–19 lat przyznaje, że spotyka się z obojgiem dziadków często i bardzo często. W obu grupach wiekowych najczęstszym sposobem wspólnego spędzania wolnego czasu są rozmowy (ok. 50 proc.), dalej spacery (ok. 25 proc.), gry i zabawy (ok. 14 proc.) oraz gotowanie i pieczenie (ponad 9 proc.). Najrzadziej wspólnie dziadkowie i wnuki odwiedzają rodzinę i znajomych oraz uczestniczą we wspólnych modlitwach i mszach. Miłość i zasadyBabciom i dziadkom zawdzięczamy (odpowiedzi w proc.) • zasady moralne ...... 61• wiarę religijną ...... 60• poczucie, że jest się kochanym ...... 60• znajomość dziejów rodziny ...... 57• obowiązkowość, pracowitość, silną wolę, samodyscyplinę ...... 53• miłość do ojczyzny ...... 52• znajomość wydarzeń historycznych ...... 51• opiekę i wychowanie ...... 47• praktyczne umiejętności, np. gotowanie, majsterkowanie ...... 41• zainteresowania, hobby ...... 24• mieszkanie ...... 15• spadek ...... 11 Źródło: CBOSJest już duży, wiele rozumie. Widzi dziadka w telewizji. Gdy w szkole robił drzewo genealogiczne rodziny, umieścił na nim dziadka – komentowała Aleksandra. Krawczyk żądania byłej synowej skomentował w Rewii. Powiedział, że chociaż Ola zwracała się do niego z prośbą o pomoc, pieniądze nie trafiły do jego wnuka:
Stryj- brat tatyStryjenka- żona brata tatyCiocia- siostra tatyWujek- mąż siostry brataCiocia- siostra mamyWujek- mąż siostry mamyStryj stryjeczny- syn brata dziadka (od strony taty)Ciocia stryjeczna- córka brata dziadka (od strony taty)Stryj wujeczny- syn brata babci (od strony taty)Stryj cioteczny- syn siostry dziadka lub babci (od strony taty)Ciocia cioteczna- córka siostry dziadka (od strony taty)Wuj stryjeczny- syn brata dziadka (od strony mamy)Ciocia stryjeczna- córka brata dziadka (od strony mamy)Wuj wujeczny- syn brata babci (od strony mamy)Ciocia wujeczna- córka brata babci (od strony mamy)Wuj cioteczny- syn siostry dziadka (od strony mamy) Zebrane z forum
.